Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paweł Chorążyczewski - 14-letni chłopiec, który edukuje dzieci i dorosłych z pierwszej pomocy medycznej

Redakcja
Paweł bierze udział w wielu pokazach udzielania pierwszej pomocy, podczas których również świetnie opowiada o tym, co robi. Na zdjęciu demonstruje ćwiczenie na szkolnym fantomie
Paweł bierze udział w wielu pokazach udzielania pierwszej pomocy, podczas których również świetnie opowiada o tym, co robi. Na zdjęciu demonstruje ćwiczenie na szkolnym fantomie Renata Zdanowicz
W tygodniku "Dzień za Dniem" (numer z 21 listopada) prezentowaliśmy 11-letniego Oskara Kowalczyka. Dzisiaj kolej na 14-letniego Pawła Chorążyczewskiego, który zainteresowanie pierwszą pomocą i ratownictwem medycznym dzieli ze swoim kolegą.

Duet Paweł i Oskar wspólnie edukuje dzieci i dorosłych na wielu pokazach.

Początkowo zainteresowania Pawła oscylowały wokół policji. Kiedy poznał Oskara, okazało się, że mają wspólne zainteresowania pierwszą pomocą. - Oskar miał już swoją torbę z wyposażeniem, fantomy, defibrylator szkoleniowy i inne rzeczy. Mnie to zaciekawiło, bo też się tym interesowałem od małego. Razem robiliśmy więc scenki symulowane i tak to się zaczęło - mówi Paweł.

Trzy lata temu, na urodziny, Paweł dostał swoją pierwszą torbę do pierwszej pomocy, kupioną z odłożonych pieniędzy swoich i rodziców. W miarę jak przybywało wyposażenia, zaczęła też wzrastać i pogłębiać się wiedza chłopca. - Czytałem wiele książek odnośnie kwalifikowanej pierwszej pomocy, artykułów, rozwiązywałem testy na ratownika kwalifikowanego w Internecie, oglądałem filmy. Do tego czasu moja wiedza jest już ogromna - przyznaje Paweł.

Pierwszy samodzielny pokaz udzielania pierwszej pomocy Paweł wykonał w 2016 roku na zielonogórskim Zlocie Garbusów. - Na kolejnym zlocie robiliśmy pokazy już we dwóch, razem z Oskarem rozłożyliśmy swój punkt medyczny. Doszło do sytuacji, w której musieliśmy udzielać pierwszej pomocy dziewczynce z poparzeniem obu nóg przez dotknięcie rury wydechowej od motocykla. Założyliśmy opatrunki hydrożelowe uśmierzające ból i gojące rany. Rodzice dziewczynki nam podziękowali. Na drugi dzień jeszcze poinstruowaliśmy jej mamę, jak zabezpieczyć opatrunki, żeby nie doszło do zakażenia - opowiada Paweł.

W kwietniu tego roku Paweł i Oskar pomagali pielgrzymom w zabezpieczeniu Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. - Wraz z tatą Oskara nadzorowaliśmy trasę rajdu z Rokitna do Świebodzina. Pytaliśmy czy komuś trzeba pomóc, ale nie było takiej potrzeby.

Na powiatowe zawody strażackie w Szczańcu Paweł zdobył opaski odblaskowe. - Wygrywam je w konkursie na FB, mam już całe pudełko do rozdawania również na przyszły rok. Są też naklejki na samochody dla rodziców „Nie jeżdżę po alkoholu”. Dzieci podchodziły do naszego stanowiska i próbowały, jak się robi masaż serca, za co dostawały odblaski, bardzo się cieszyły - wspomina Paweł. Dodaje, że udzielili pomocy chłopcu, który rozciął sobie palec. - Wielokrotnie pomagamy w takich sytuacjach - zaznacza mody ratownik.

Paweł z kolegą chętnie wykonują pokazy dla dzieci, ale też instruują rodziców, np. jak postępować w sytuacji zadławienia. Podstawą pokazów jest torba z osprzętem. - Do swojej pierwszej torby dokupowałem rzeczy, zagłębiając się w kwalifikowaną pierwszą pomoc i ratownictwo medyczne. Miałem wyposażenie na bardzo wysokim poziomie: worki do resuscytacji, zestawy opatrunkowe, kołnierze ortopedyczne, rurki ustno-gardłowe, zestaw opatrunków hydrożelowych i inne. Po jakimś czasie torba nie wytrzymała, już się nie domykała. Na swoje urodziny, rok temu w kwietniu, kupiłem dużą torbę, która jednak też została sprzedana i zamówiony został plecak, na który jeszcze czekam.

Na początku wakacji Paweł ukończył kurs WOPR. Zrobił dwa stopnie za jednym razem, młodszego ratownika i ratownika WOPR. Tam też zdobył dodatkową wiedzę. Po ukończeniu kursu trzeba przepracować 150 godzin w wolontariacie na basenie, nad jeziorem. - Przez całe wakacje jeździłem rowerem do Niesulic. Zrobiłem bardzo dużo pokazów - kursów dla dzieci przebywających na koloniach oraz dla kursantów WOPR.

Na stwierdzenie, że miał pracowite wakacje, Paweł bez wahania mówi: - Dla mnie to nie jest praca a edukacja innych, która może się im przydać.

- Paweł po kursie, już społecznie, pomagał nam przy organizacji szkoleń z pierwszej pomocy dla dzieciaków przebywających na wypoczynku w Niesulicach, zawsze był chętny. Ma chłopak do tego smykałkę, to jest jego konik. Jak na swój wiek jest bardzo odpowiedzialny, widać w nim pasję, niejednego dorosłego by zaskoczył - mówi Barbara Kapłon z WOPR w Świebodzinie.

Paweł ma dar swobodnego wypowiadania się i wykorzystuje go. - Nie mam problemu z budowaniem zdań, mam też wiedzę, którą lubię się dzielić z innymi - przyznaje 14-latek. I tak na pokazach ratownictwa wodnego z grupą WOPR podczas Nocy Nenufarów w Lubrzy, Paweł przez mikrofon relacjonował przebieg pokazu. Na wojewódzkich obchodach Dni Strażaka w Gorzowie Wlkp., dokąd zaprosił chłopców ratownik medyczny Ireneusz Woźniak, bardzo dużo osób obserwowało pokaz z użyciem defibrylatora, który też omawiał.

Z jakimi reakcjami spotyka się 14-latek wśród rówieśników? - W szkole moje zachowanie odbierane jest często z uśmiechem, bo się wyróżniam, nie mam przeciętnej pasji. U nas zainteresowanie ratownictwem dziwi, uczniowie tego nie znają. W Niemczech młodzież działa w ramach Służby Maltańskiej, w szkołach nie ma zatrudnionej pielęgniarki, starsi uczniowie kończą kursy pierwszej pomocy i jak coś się wydarzy, do pomocy wzywany jest uprawniony uczeń. Myślę, że to u nas nie jest oswojone, że widzi się kogoś ze sprzętem do ratowania życia a nie jest to osoba dorosła.

- Natomiast przez dzieci i dorosłych pokazy są bardzo fajnie odbierane, dorośli się uczą i często dopytują co do jakiejś sytuacji. W miarę staram się odpowiedzieć, zazwyczaj pytania są o podstawowe rzeczy, na które umiem odpowiedzieć, a umiem naprawdę na wiele zagadnień z tego tematu - mówi chłopiec.

Mama Pawła przyznaje, że początkowo nie traktowała zbyt poważnie zainteresowań syna, ale jak potrzebował, zawsze go woziła na pokazy. - W samochodzie 2-metrową deskę ortopedyczną Oskara też już wiozłam - śmieje się. - Na początku myślałam, że to jakieś chwilowe hobby, ale on się tak zakręcił, że na każdy rodzinny wyjazd poza miasto pakuje tę wielką torbę do bagażnika i my mamy tyle rzeczy wziąć, żeby jego torba się zmieściła. Ja wierzę w to szczerze, że jeżeli coś by się stało na drodze i przed nami byłby jakiś wypadek, to ja wiem, że moje dziecko by się nie zawahało przed podstawową reanimacją.

- Duma mnie rozpiera, ciepło mi się robi na sercu, jeżeli wiem, że moje dziecko ma takie wielkie serce i że rzeczywiście uratowałby komuś życie. To jest bardzo cenne, szczególnie teraz, kiedy panuje znieczulica na krzywdę drugiego człowieka. Wiem, że gdyby coś się działo, on by się nie wahał ruszyć z pomocą - mówi pani Małgorzata.

Wspomina, że był czas, kiedy obaj z Oskarem po mieście chodzili na patrol albo jeździli rowerami z apteczkami. Pewnego razu trafili na chłopca, który wbił sobie szkło w stopę, zabezpieczyli ranę, bo wiedzą, co trzeba zrobić.

- Kiedy zawoziłam go latem do Niesulic, dzieci z kolonii z otwartymi buziami słuchały jak on - też w końcu jeszcze dziecko - tłumaczy im pierwszą pomoc. Byłam dumna z syna.

Pani Małgorzata przyznaje, że czasami w domu zostawia z Pawłem młodszego brata (9 lat) i czuje, że zostawia go w pewnych rękach. - Jest odpowiedzialny, wie, co zrobić gdyby coś się działo. Kiedyś młodszy syn się przewrócił, rozbił kolano. Kiedy przyszłam z pracy, rana już była obmyta, zabezpieczona.

Na urodziny Paweł dostał AED (automatyczny defibrylator zewnętrzny). - To był najwspanialszy prezent, mamy nagraną tą radość na wideo - mówi mama.

W obecnych czasach dużo młodzieży nie ma zainteresowań. Siedzą wpatrzeni w ekrany tv, smartfony, miewają głupie pomysły. A tu rozsądny, ułożony chłopak, ma swoje cele na przyszłość. - Na początku wszyscy się śmiali, nawet w rodzinie, dzieciaki w szkole mówiły, że to, co robi, to „siara”. Ale jak się okazało, że do gminy został zaproszony na pokazy, że w straży go wszyscy znają, to ich nastawienie się zmienia - zaznacza pani Małgorzata.

- Przyjeżdżał do nas i pytał „jest coś do roboty?” - dodaje B. Kapłon. - Paweł jest naprawdę społecznikiem, on nie robi tego, żeby zabłysnąć, żeby być fajnym, jak to dzieciaki teraz potrafią. On naprawdę lubi to, co robi. Bardzo rzadko spotyka się teraz takich młodych ludzi z pasją i takimi zainteresowaniami.

Mama Pawła podkreśla, że cieszy się, że syn dogaduje się z Oskarem, ćwiczą razem na fantomach. - Wspieramy syna jak możemy. Sprzęt jest drogi, deska, czy fantomy, to wydatek kilku tysięcy złotych. Paweł wszystkie kieszonkowe odkłada i dokupuje rzeczy do apteczki.

ZOBACZ TAKŻE: Rekord w resuscytacji w SP 2 w Świebodzinie

Więcej wiadomości w tygodniku papierowym „Dzień za Dniem” lub na www.prasa24.pl. Aktualny numer w każdą środę.**Zajrzyj też na Facebooka Dzień za Dniem**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na swiebodzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto