Mecz jeszcze się nie zaczął, a już podniósł ciśnienie co niektórym. Z powodu wypadku przed Bieniowem i zablokowanej drogi, drużyna gości i sędziowie przyjechali do Żar później niż zakładali, i poprosili o opóźnienie meczu o kilkanaście minut. Dlatego Karol Łyczko, który planował zagrać dłużej, musiał opuścić boisko wcześniej i gonić na sygnale na chrzciny syna. Swoją drogą ciekawe czy zdążył?
Spotkanie zapowiadało się paluszki lizać, bo podopieczni Rafała Wojewódki to gracze doświadczeni, zbudowani fizycznie jak zawodnicy wagi ciężkiej i niestety nieraz zapominali, że boisko to nie ring bokserski, tylko trawka do haratania w gałę. Nie mniej jednak trzeba im oddać, że pierwszą połowę zagrali bardzo dobrze. Świetnie ustawieni nie pozwalali Promieniowi na zbyt wiele, a miejscowi nauczeni doświadczeniem i skarceni porażkami za zbyt otwartą grę, nie wyściubiali zbytnio nosa za linię zasiek ustawionych przed własnym polem karnym. I tak przez 40 minut trwały piłkarskie szachy.
CZYTAJ TEŻ:
Widać, było jednak, że Pogoń przyjechała do Żar wygrać i konsekwentnie realizowała plan wywiezienia z Z38 3 punktów. Goście stworzyli pod bramką Promienia kilka groźnych i jedną bardzo groźną sytuację, ale na posterunku czuwał Bartłomiej Madeja, który dzisiaj miał prawdziwy "dzień konia". Grając z kontuzją, uwijał się na całym polu karnym jak w ukropie i można zaryzykować stwierdzenie, że to między innymi dzięki niemu żaranie nie stracili w tym meczu żadnej bramki. W ostatnich 10 minutach pierwszej części miejscowi postanowili jednak zaryzykować i śmielej zaatakowali bramkę gości, co przyniosło wymierny efekt i typowego gola do szatni. Strzelcem był niezawodny Kuba Księżniak. Ta sytuacja wprowadziła zawodników ze Świebodzina w lekkie oszołomienie, bo bramki się spodziewali, ale zasadniczo tej strzelonej przez siebie. Koniec końców to Promień po 45 minutach prowadził 1:0.
Fragmenty spotkania Promień Żary-Pogoń Świebodzin
Po przerwie wszyscy spodziewali się naporu świebodzinian, którzy z pewnością chcieli wyrównać. I tak było. Goście poszli do przodu i gra stała się bardziej dynamiczna i niestety bardziej brutalna. Zawodnicy nie przebierali w środkach, które miały zaprowadzić ich do celu, czyli do zdobycia wyrównującego gola. Za tę otwartość zostali skarceni i 69. minucie wynik podwyższył Maciej Enkot, który został perfekcyjnie obsłużony przez Krzysztofa Wilińskiego. Niedowierzanie w szeregach przyjezdnych zamieniło się w agresję fizyczną i słowną. Mecz, który od początku stał na wysokim poziomie obniżył loty, by w sięgnąć w końcu dna. Gościom zaczęły puszczać nerwy, a wyzwiska, kapitana Pogoni, Wojciecha Krzywickiego, o tym kim są i co robią matki zawodników Promienia budziły niesmak nawet wśród zaprawionych w bojach piłkarzy i kibiców, którzy na pewno słyszeli na stadionie niejedno. W końcu napięcie sięgnęło zenitu i doszło do rękoczynów.
Szkoda, bo to był bardzo dobry mecz, a tak niesmak pozostał. Mimo rozpaczliwych prób zmiany wyniku przez Pogoń, żaranie dowieźli korzystny rezultat do końca pojedynku, mając w ostatnich 10 minutach dwie stuprocentowe okazje na jego zmianę.
Promień Żary pokonał przed własną publicznością Pogoń Świebodzin 2:0 i zajmuje 5. miejsce w tabeli rozgrywek Jako 4.ligi.
Cieszynka Promienia po meczu
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?