Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak odłożyć problemy na bok? Inspirująca historia Mateusza z Klenicy WIDEO

Eliza Gniewek-Juszczak, Tomasz Daiksler
Wideo
od 16 lat
– Mateusz sprawdza w Internecie, kto będzie w Zielonej Górze lub okolicy. – Wyszukuje ciekawe spotkania. Pakujemy się i jedziemy – mówi Adam Rządkowski. W Zielonej Górze młody mieszkaniec Klenicy spotkał się ze sławnym aktorem Markiem Proboszem. Tę rozmowę na długo zapamiętają obaj panowie.

– Podejście do ludzi, myślę, że na to głównie zwracam uwagę, niekoniecznie na to, czy ktoś jest sławny, ale przede wszystkim, jakim jest człowiekiem – mówi Mateusz Rządkowski z Klenicy, niedaleko Zielonej Góry. Bo to nie jest tak, że każdy celebryta robi na nim wrażenie. Mateusz docenia osiągnięcia, ale wybiera te osoby, których charakter w jakiś sposób go ujmuje. Pierwsze spotkanie było z Robertem Rozmusem, kilkanaście lat temu. – To wielka radość poznać osobiście swojego idola, czy to ze świata filmu, muzyki, czy sportu. Interesują mnie różne dziedziny – opowiada.

Mateusz sprawdza w Internecie, kto będzie w Zielonej Górze lub okolicy. – Wyszukuje ciekawe spotkania. Pakujemy się i jedziemy – mówi tata Mateusza Adam.

Czerpie moc i mądrość

To mama Mateusza zapoczątkowała te spotkania. – Celebrujemy każde urodziny Mateusza. Co roku staram się wymyślić coś, co go zaskoczy. Chcę zrobić mu niespodziankę. Kiedy siadł na wózek, troszeczkę się przybił. Był na początku drugiej klasy. Pomyślałam, że fajnie by było, zrobić mu niespodziankę na urodziny. Wtedy podobały mu się spektakle teatralne. Nie pamiętam, dlaczego akurat pan Robert Rozmus mu się spodobał. Napisałam do menedżera, czy byłaby możliwość dostać autograf, właściwie tylko o tym myślałam, czy ewentualnie jakieś życzenia by przysłał. A dostaliśmy zaproszenie na spektakl do Warszawy, do Teatru Roma i na spotkanie. Mateusza kompletnie zamurowało. Siedział na tym spotkaniu i nic nie mówił. Powiedzieliśmy: „Mateusz powiedz coś”. Odpowiedział: „No przecież mówię”. Ale nic nie mówił. Był przeszczęśliwy – wspomina Irena Rządkowska. Szybko stwierdziła, że to był fajny pomysł i z mężem pomyśleli, że dobrze będzie gdzieś z synem jeździć. – Na początku, może niekoniecznie go to wciągało, ale potem, jak był starszy, sam zaczął dążyć do tych spotkań. Zaczynał wyszukiwać osoby, które chciałby poznać. Jak ktoś przyjeżdżał do Zielonej Góry i udawało nam się załatwić takie spotkanie, to bardzo się cieszył – opowiada.
W galerii pamiątek są zdęcia z Karolem Strasburgerem, Michałem „Miśkiem” Koterskim i wieloma innymi osobami. – Przede wszystkim dostaje energetycznego kopa. Odbiega myślami od choroby i problemów. Zapomina o nich choć przez jakiś czas, bo ma czym żyć, co wspominać – mówi pani Irena o tym, co dają Mateuszowi te spotkania. – Sam wyjazd go emocjonuje. Przygotowuje się, czyta o danej osobie. To go mobilizuje. Odkłada swoje problemy gdzieś tam, bo musi poświęcić czas czemuś innemu. To bardzo intelektualnie go wzmacnia. Rozwija się poprzez takie rozmowy ze znanymi ludźmi. Czerpie z tego moc i mądrość. Myślę, że bardzo pozytywnie na niego wpływa.
– To dużo daje przy mojej chorobie, że myślę o czymś innym, że umysł jest bardziej zajęty tym pozytywnym niż negatywnym – dodaje Mateusz.

Odłożył problemy, żeby korzystać z okazji do spotkań. Historia Mateusza z Klenicy WIDEO
Tomasz Daiksler

Silne serducho i siła ducha

Syn Rządkowskich miał pięć lat, kiedy został zdiagnozowany. – Mateusz choruje na postępujący zanik mięśni typu Duchenne'a. Mieliśmy operację w Warszawie na Banacha. Tam był pobierany wycinek mięśnia i wtedy nam zdiagnozowano, jaki to jest to typ tej dystrofii. To jest choroba postępująca. Na początku Mateusz jeszcze chodził – opowiada Irena Rządkowska. – Kiedy był w drugiej klasie, choroba sprawiła, że musiał usiąść na wózku. Na początku poruszał się na wózku ręcznym, potem z roku na rok był coraz słabszy. Z czasem musieliśmy przesadzić się na wózek elektryczny, ponieważ Mateusz tracił siłę w rękach, tracił moc, żeby samemu się przemieszczać.

Kiedy miał 12 lat, przeszedł operację kręgosłupa. – Choroba polega na tym, że brakuje w mięśniach dystrofiny, która odpowiada za ich rozbudowę i rozwój. Ze względu na to, że tej dystrofiny nie ma, te mięśnie są coraz słabsze. Teraz jest na takim etapie, że jest ich tak malutko, Mateusz zeszczuplał, wręcz schudł. Z roku na rok do tego momentu, tak jak jest teraz, choroba postąpiła dość mocno. Ale cieszymy się, że mimo to, że Mateusz jest dużo, dużo słabszy niż kiedyś, jest jeszcze w dobrej formie. Ma ćwiczenia, rehabilitację, daje sobie radę w dzień bez respiratora. Jest jeszcze taki dość dobrze wydolny oddechowo. Jeszcze ma silne serducho. To są pozytywne aspekty tej choroby – podkreśla jego mama. – Kiedyś w encyklopedii przeczytaliśmy, że chłopcy z tą chorobą dożywają 18 roku życia. To było dla nas przerażające. Jednak okazało się, że nie zawsze należy wierzyć książkom, cieszymy się, że jest z nami. Wielu kolegów Mateusza odeszło ze względu na tą chorobę i powikłania, które wystąpiły.

Spotkania, których się nie zapomina

Jak odłożyć problemy na bok? Inspirująca historia Mateusza z...

Spotkanie z Norwidem

– To nie jest pierwszy człowiek, który się do mnie zwrócił i ma śmiertelne problemy ze zdrowiem – mówi Marek Probosz, aktor, reżyser, autor, scenarzysta, wykładowca aktorstwa. Do Zielonej Góry prosto z Los Angeles przyjechał z monodramem Powrót Norwida na Winobraniowe Spotkania Teatralne.

Fani zwracają się o autografy i zdjęcia. W listach zapewniają o tym, jaką satysfakcję sprawi im odpowiedź.

– Mateusz prosił tylko o mój adres, na który mógłby wysłać list z prośbą o autografy na zdjęciach. I rzeczywiście, dostałem list z kopertą, znaczkiem i fotografiami. Każdą podpisałem dedykacją. Odpisał, że jest szczęśliwy – opowiada M. Probosz. – Takie rzeczy pozwalają mieć wiarę, że życie ma sens. Dawanie tym ludziom nadziei jest sensem życia. Po to tworzy się sztukę, po to się żyje, żeby czynić dobro, odkrywać piękno i głosić prawdę. To są dla mnie osobiście takie intuicyjne odruchy. Sprawia mi to również ogromną satysfakcję i przyjemność, żeby komuś pomóc. Jak Mateusz dowiedział się, że przylatuję do Zielonej Góry, zaczął do mnie pisać częściej, że marzeniem jest, aby się ze mną spotkać. Bardzo chciałem, aby był na moim spektaklu „Powrót Norwida”, który opowiada o losie bardzo samotnego człowieka, który musi się zmierzyć z odrzuconą miłością, odrzuconą twórczością, emigracją, samotnością, wieloma innymi problemami w życiu, a jednak do końca zachowuje czystość serca i wiarę w to, że jeżeli nie w tym pokoleniu i w tym życiu, to kolejne pokolenie odkryje to, co jest mu dane i co on przekazuje przez papier. I tak się stało. Dzisiaj Norwid jest pochowany na Wawelu. Jest uznawany za jednego największych poetów na świecie XIX wieku.

M. Probosz liczył, że Mateusz będzie mógł zobaczyć spektakl, ale to się nie udało, bo nie miał dojechać na jedyny spektakl. Wtedy jeszcze raz się odezwał i zapytał, czy mogliby się spotkać innego dnia.

Czytaj też:

Spotkanie z Paderewskim

W rozmowie sławny aktor zapytał Mateusza, co robi w chwili wielkiego kryzysu. Odpowiedział, że stara się znaleźć ludzi, którym jest jeszcze gorzej, i zobaczyć, że jeszcze nie jest tak źle z nim. – „Mam rodziców. Rozmawiam z panem. Mam wózek, na którym jadę. Niektórzy mają jeszcze gorzej”. Bardzo mocne słowa. Nie znasz dnia ani godziny. Memento Mori. W każdej chwili wszystko może się zmienić – przypomina M. Probosz i zdradza własną historię. – Byłem rok temu na uniwersytecie w Teksasie. Miałem bardzo dobre spotkanie z publicznością, a następnego dnia zaproszono mnie na jazdę konną. Jeżdżę konno dobrze. Nigdy nie spadłem z konia. Tym razem koń poniósł mnie na przeszkodę, chciałem go ściągnąć, zrzucił mnie i złamałem trzy żebra. To jest ułamek sekundy. Mogłem zginąć, mogłem siedzieć na wózku, jak Mateusz. Czytałem później, że najlepsi, złoci medaliści olimpijscy spadają ze swoich koni i giną. W każdej chwili może się wszystko wydarzyć – przestrzega.

Spotkanie zostanie w pamięci całej rodziny i aktora. – Jestem ogromnie szczęśliwy i wdzięczny za to spotkanie – podkreśla Mateusz.
Okazało się, że za dwa lata będzie miał 30 lat. Tyle czasu potrzebuje Marek Probosz na przygotowanie nowego patriotycznego monodramu o kolejnej słynnej postaci, więc zapowiedział, że na tę trzydziestkę przyjedzie Paderewski.

To jeszcze nie koniec

– Będę obserwował w Internecie, co się dzieje i na pewno z niejedną osoba się spotkam i takie marzenie spełnię – zapowiada Mateusz z Klenicy.
Tata Mateusza podkreśla, że zdrowi ludzie mogą w życiu jeszcze coś osiągnąć i zobaczyć.

– Mateusz jeździ na wózku. Tego życia wiele mu nie zostało. Staramy się pokazać mu polską kulturę, teatr, film, różne spotkania. Żeby jak najwięcej zobaczył, poznał ciekawych ludzi. Lubi jeździć z nami i spotykać się z tymi osobami – opowiada Adam Rządkowski. – Jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało nam się spotkać z taką wybitną postacią. Mateusz bardzo to wszystko przeżywał.

Czytaj też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jak odłożyć problemy na bok? Inspirująca historia Mateusza z Klenicy WIDEO - Zielona Góra Nasze Miasto

Wróć na swiebodzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto