Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kardiologia, kardiochirurgia, czyli czy mamy gdzie leczyć choroby serca? Co trzeba zmienić?

Leszek Kalinowski
Leszek Kalinowski
Ewa Skrbeńska, dyrektor lubuskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Zielonej Górze
Ewa Skrbeńska, dyrektor lubuskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Zielonej Górze Mariusz Kapała
O leczeniu chorób serca i układu krwionośnego w województwie lubuskim rozmawiamy z Ewą Skrbeńską, pełniącą obowiązki dyrektora lubuskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Zielonej Górze

Bez wątpienia chorobami cywilizacyjnymi XXI wieku odpowiedzialnymi za największą liczbę zgonów są choroby układu krążenia. Mieszkańcy pytają, czy w naszym województwie mamy gdzie się leczyć. Przecież w całym Lubuskiem jest tylko jeden ośrodek kardiochirurgii…

Nie możemy mówić o dostępności do kardiologii przez pryzmat kardiochirurgii. Mówiąc o leczeniu chorób serca, musimy przede wszystkim rozdzielić kardiologię od kardiochirurgii. Często bowiem oba te słowa używane są zamiennie. A przecież to dwie różne specjalizacje. Gdzie najpierw trafia pacjent z chorobą serca? Do kardiologa. Jeśli wymaga skomplikowanych zabiegów, kierowany jest do kardiochirurga. Zatem kardiochirurgia – jak to powiedział w jednym z wywiadów prof. Romuald Cichoń – jest ostatnią instancją leczenia serca.

Jeśli więc chodzi o dostęp do kardiologii, to w województwie lubuskim jest on na wysokim poziomie. Mamy cztery ośrodki – Gorzów Wielkopolski, Zieloną Górę, Nową Sól i Żary, w których leczy się choroby serca i wykonuje zabiegi kardiologiczne (tzw. kardiologia interwencyjna). Złotym standardem w kardiologii jest koronarografia, którą w tych ośrodkach się przeprowadza. Dane statystyczne za rok 2019 (bo w kolejnych latach są zaburzone przez pandemię koronawirusa) pokazują, że wykonano 7,7 tys. koronarografii, z czego w 5,5 tys. przypadkach podjęto zabiegi naprawcze już w ramach leczenia kardiologicznego. Te osoby leczone przez kardiologa nie wymagały już dalszego leczenia kardiochirurgicznego.

Pamiętajmy też, że mamy kardiologię zachowawczą w Międzyrzeczu oraz w Poliklinice w Zielonej Górze. W tych placówkach pacjenci są leczeni, natomiast gdy trzeba wykonać zabieg, kierowani są do czterech wymienionych wcześniej ośrodków.

A nie byłoby lepiej, żeby pacjent zamiast na kardiologię trafiał od razu na kardiochirurgię?

Żaden kardiochirurg nie podejmuje decyzji o leczeniu pacjenta bez wcześniejszej diagnostyki kardiologicznej. Jeśli coś się komuś stanie na ulicy czy w domu, pojawią się problemy z sercem, krążeniem, to karetka zawiezie go tam, gdzie znajduje się oddział kardiologiczny. Tu zostanie zdiagnozowany, wykonana będzie koronarografia. W 70 proc. przypadków tu jest podjęte leczenie, także zabiegowe. Kardiolog kiedyś kojarzył się tylko z diagnostyką i ustaleniem sposobu leczenia, głównie farmakologicznego. Dziś tak nie jest. Kardiolog wykonuje szereg zabiegów właśnie z zakresu kardiologii interwencyjnej, czyli takich, które powszechnie kojarzyły się z chirurgią.

I nie ma problemu z dostępnością? Nie trzeba czekać w kolejkach, by dostać się na oddział kardiologiczny?
W naszym województwie nie ma takiego problemu, oddziały funkcjonują dobrze i się rozwijają.

No ale część pacjentów wymaga bardziej skomplikowanych zabiegów i wtedy musi trafić na kardiochirurgię. A tu mamy tylko jeden oddział w całym województwie. To nie za mało?

W naszym przypadku kardiochirurgię mamy w Nowej Soli. Mówilibyśmy o potrzebie uruchomienia drugiego takiego oddziału, gdyby był jakiś problem z dostępnością. A jego nie ma. Na zabiegi nie ma kolejek oczekujących. Pilne przypadki operowane są na bieżąco, ale są też zabiegi planowe, na które pacjent sam umawia się z lekarzem, sugerując odleglejszy termin zabiegu. Często jest to spowodowane względami np. zawodowymi czy rodzinnymi. Ośrodek ma możliwości przyjmowania kolejnych pacjentów i w obecnej sytuacji lepiej go wzmacniać niż tworzyć kolejne.

Nie warto dla równowagi taki drugi ośrodek utworzyć na północy – w Gorzowie?

Takie decyzje poprzedzone są wieloma analizami dostępności do świadczeń zdrowotnych dla Lubuszan. Dziś nie ma takiego uzasadnienia. Ośrodek w Nowej Soli przyjmuje rocznie około 600 pacjentów i byłby w stanie przyjmować więcej.

Muszę powiedzieć też o tym, co jest niezwykle istotne i na co zwracają uwagę specjaliści, m.in. profesor Cichoń – że w przypadku oddziałów zabiegowych kluczowa jest liczba wykonywanych zabiegów, doświadczenie. Mówi się, że bezpieczna rutyna kliniczna w oddziałach kardiochirurgicznych to jest ponad 400 zabiegów rocznie. Ta liczba pozwala utrzymywać doświadczenie personelu, ale też kształcić personel lekarski i pielęgniarski.

Nie byłoby to możliwe, gdyby były dwa ośrodki? Może pacjenci z północy leczą się w oddziałach kardiochirurgicznych poza naszym województwem?

Faktycznie, obserwując migrację pacjentów, widzimy, że odbywa się ona na północy. Pacjenci kierowani są do Szczecina. Ale mówiąc o tej migracji, pamiętajmy o liczbach. W 2019 roku było to 57 osób, w 2020 – 43 osoby, w 2021 – 33 osoby. Gdybyśmy chcieli te osoby zatrzymać w Gorzowie, to i tak byłoby ich mało. Nawet jeśli założylibyśmy, że rocznie może ich być 100. To i tak dalekie od bezpiecznej rutyny klinicznej.

Czyli z ekonomicznego punktu widzenia to się nie opłaca?
Oczywiście aspekt ekonomiczny jest istotny, ale nie najważniejszy. Kontraktując świadczenia zdrowotne kierujemy się przede wszystkim dostępnością do świadczeń oraz bezpieczeństwem zdrowotnym pacjenta. I tak jak już wspomniałam zabiegi w zakresie kardiochirurgii realizowane w województwie są na bieżąco, a kadra medyczna posiada odpowiednie doświadczenie.

No ale chyba z leczeniem chorób serca nie jest u nas już tak idealnie, że nic nie można poprawić, zmienić?

Oczywiście, że można poprawić. Co więcej, wskazujemy te możliwości naszym szpitalom. Chodzi o koordynowaną opiekę nad pacjentem po zawale (KOS Zawał). To jest program, który powstał na podstawie doświadczeń i obserwacji specjalistów. Na czym polega? Pacjent, który trafia z zawałem serca do szpitala, zostaje wyleczony i wraca do domu. W przypadku KOS Zawał pacjent zostaje objęty opieką przez rok, jest dalej zaopiekowany, ma wyznaczone terminy kolejnych wizyt kontrolnych, rehabilitacji. Twarde dane pokazują, że jest duża różnica między pacjentem, objętym tym systemem oraz tym poza tym programem. Dane statystyczne pokazują, że w grupie pacjentów, którzy korzystali z KOS, umieralność w ciągu roku wynosi 1 procent, a w grupie pacjentów poza KOS – 6 procent. Dlatego warto ten program stosować.

Nasze szpitale w ten program nie weszły?

Od 2018 r. realizuje go Wielospecjalistyczny Szpital w Nowej Soli. Natomiast pozostałe ośrodki kardiologiczne, w tym jedyny na północy - w Gorzowie Wielkopolskim, do tej pory nie weszły w ten program, mimo że co pół roku zachęcamy, by i one przystąpiły do niego. Pacjenci tylko na tym by skorzystali. Dla porównania w Wielkopolsce wszystkie ośrodki kardiologiczne są w programie KOS Zawał.

To w czym tkwi problem. Jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie o pieniądze?

Szpitale nie zgłaszały nam takiego problemu. Raczej chodzi o problemy organizacyjne, nowe zadanie, które muszą wziąć na siebie. Liczymy jednak, że to się zmieni. Do udziału w programie przymierza się Szpital Uniwersytecki w Zielonej Górze. A my nadal będziemy zachęcać pozostałe ośrodki, by przystąpiły do programu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zielonagora.naszemiasto.pl Nasze Miasto