Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

[Reparacje] Nie ma dokumentu, że Bierut zrzeka się reparacji

ROZMAWIAŁ: TOMASZ PLASKOTA
Pałac Saski Niemcy wysadzili już po powstaniu, w dn. 27–29 grudnia 1944 r.
Pałac Saski Niemcy wysadzili już po powstaniu, w dn. 27–29 grudnia 1944 r. Fot. CC
Rozmowa która ukazała się we wrześniowym numerze Naszej Historii, przeprowadzona z Profesorem Markiem Kornatem - historykiem i kierownikiem Zakładu Dziejów Dyplomacji i Systemów Totalitarnych w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie oraz na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.

Tomasz Plaskota: Dlaczego Polska powinna domagać się reparacji wojennych za II wojnę światową?
Prof. Marek Kornat: Polska ma moralny i prawny tytuł, by oczekiwać zadośćuczynienia za niewyobrażalne zbrodnie niemieckie i niszczycielską okupację. Prawo międzynarodowe pogwałcone zostało w sposób bezprecedensowy i to już na samym początku wojny. Kiedy Polska została napadnięta we wrześniu 1939 r., doszło do zbrodni przeciwko pokojowi w rozumieniu późniejszego prawa norymberskiego. Zbrodnicza okupacja przyniosła pogwałcenie postanowień konwencji haskiej z 1907 r. o obowiązkach państw zajmujących na czas wojny dane terytorium. Dochodzi do tego bezprecedensowe i niemające punktów odniesienia w historii powszechnej zniszczenie stolicy okupowanego kraju, czyli Warszawy w 1944 r. Nie tylko formalnie, ale materialnie są więc powody, aby uznać, że Polskę spotkał zupełnie wyjątkowy los w czasie ostatniej wojny, wojny narzuconej nam. To nie było tak, że dwa nacjonalizmy – polski i niemiecki – jak głosić próbują koła liberalne, spowodowały konflikt. Był naród-najeźdźca i naród-ofiara. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że w stosunkach między narodami liczy się prawo, a nie moralność. Ja tych sfer nie rozdzielam, bo wszelka idea rekompensaty za przestępstwa, które popełnia państwo, zakłada, iż występuje nierozerwalny związek między prawem a moralnością. Znane jest zresztą – zwłaszcza historykom dyplomacji – pojęcie „moralności międzynarodowej”. To, że Hitler się z nią nie liczył – nie może być żadnym argumentem.

Formalnie jednak sprawa się komplikuje z powodu zrzeczenia się prawa do reparacji przez rząd towarzysza Bieruta na polecenie Sowietów. Czy to zrzeczenie jest wiążące dla III RP?
Państwo polskie istniało formalnie, chociaż było zarządzane przez Sowietów rękami ich ludzi, jak i polskich pomocników. Było jednak podmiotem prawa międzynarodowego i miało zdolność stwarzania skutków prawnych na arenie międzynarodowej. Wynika to ze zdolności do zawierania umów międzynarodowych. Nie można więc powiedzieć, że ten akt prawa międzynarodowego, który jest dla nas niekorzystny – nie obowiązuje, bo dokonał się na polecenie Sowietów. Kluczowy jest inny fakt. Funkcjonowały już wówczas dwa państwa niemieckie – utworzone w 1949 r. Deklaracja rządu Bieruta odnosi się do NRD, a nie do Niemiec, jako do całości. Nie ma więc skuteczności prawnej. Zrzeczenie zakłada istnienie dwóch stron. Tego, kto jest beneficjentem, i tego, kto ustępuje. W 1953 r. beneficjentem jest NRD, a stroną cedującą swoje prawa PRL.

Dlaczego Sowieci naciskali na Bieruta, żeby zrzekł się odszkodowań?
Nie mamy konkretnego dokumentu poświadczającego, że takiej deklaracji zażądano z Moskwy. O ile taki dokument by istniał, Rosja go na pewno nie ujawni, bo pokazywałoby to metody, które stosował Związek Sowiecki w rządzeniu państwami wasalnymi. Podobnie było w przypadku Planu Marshalla, do rezygnacji z którego zmuszono Polskę w 1947 r. W sprawie odszkodowań od Niemiec zależało Sowietom na odciążeniu NRD od balastu ich wypłaty. Miało to pomóc nowo powstałemu, „proletariackiemu” państwu niemieckiemu, państwu „chłopów i robotników” w myśl ideologii komunistycznej i jej chorych założeń. Ale w sprawie odszkodowań Niemcy muszą być pojmowane jako całość. Ponowne zjednoczenie odnawia problem reparacji.

Czyli?
Zobowiązania płatnicze z tytułu odszkodowań za wywołanie I wojny światowej spłacały Niemcy Zachodnie jako sukcesor Rzeszy Niemieckiej, ale nie egzekwowano odsetek od nich – na prośbę rządu Adenauera – do czasu zjednoczenia. I wówczas to rząd Niemiec je spłacił, uiszczając ostatnią ratę w 2010 r. Ten przykład pokazuje, jak społeczność międzynarodowa w zakresie zobowiązań z tytułu wywołania I i II wojny światowej, zawsze traktowała Niemcy jako całość. I to jest dodatkowy argument.

Co przemawia przeciwko temu argumentowi?
Oczywiście Niemcy wyraźnie tego nie mówią, ale w społeczeństwie niemieckim panuje bardzo silne przekonanie, że utrata wschodnich terytoriów Rzeszy, które przyłączono do Polski z mocy umowy poczdamskiej, to zapłata za zbrodniczą wojnę, której Polska była ofiarą, co się w Berlinie przecież przyznaje. Odpowiem tak: To, że owe terytoria – nazwane Ziemiami Odzyskanymi – przyłączone zostały do Polski decyzją szefów rządów trzech mocarstw: ZSRR, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, było rekompensatą za utratę przez Polskę ziem wschodnich, zagarniętych przez Sowietów na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow. Zresztą w Poczdamie nie tyle przyłączono do Polski ziemie na wschód od linii Odra-Nysa Łużycka, co poddano je pod administrację polską z zastrzeżeniem, że w przyszłości zostanie to uregulowane ostatecznie, ale pokojowo.

Rząd polski na uchodźstwie od pierwszej chwili swojego istnienia podjął na arenie międzynarodowej starania, by dokonać zmiany granicy zachodniej i północnej naszego państwa.
To właśnie modelowy przykład na rzecz tezy, że kierownictwo polityczne państwa polskiego domagało się rekompensaty za narzuconą wojnę i zbrodniczą okupację. Ale nigdy nie myślano o zrzeczeniu się ziem wschodnich na rzecz Sowietów. Chciano osiągnąć dwa cele: Polsce należy się jakiś rodzaj zadośćuczynienia, bo została napadnięta w podstępny sposób, bez wypowiedzenia wojny. „Winą” Polski było jedynie to, że nie zgodziła się na przekształcenie przez Niemcy w kraj wasalny. Dodawano argument o potrzebie lepszych granic strategicznych, rozszerzenia dostępu do morza i likwidacji Prus Wschodnich jako niemieckiej enklawy. Jest jednak prawdą, że rząd polski niezwykle ostrożnie przedstawiał sprawę żądań terytorialnych na zachodzie. Dlaczego? Publiczne zgłoszenie roszczeń terytorialnych prowadziłoby do jeszcze większej determinacji niemieckiego społeczeństwa w walce pod dowództwem Adolfa Hitlera, co aliantom naszym nie było na rękę. Co bardziej istotne, rząd polski obawiał się, iż spór terytorialny (o ziemie wschodnie) ze Związkiem Sowieckim, a zarazem żądania terytorialne na koszt Niemiec, spowodują odpowiedź rządów w Londynie i Waszyngtonie, która nie będzie dla nas korzystna. Mocarstwa anglosaskie, w imię utrzymania spoistości koalicji antyhitlerowskiej, zgodzą się na nasze roszczenia na Zachodzie, ale każą Polsce oddać tereny wschodnie Sowietom. Niemniej jednak w grudniu 1942 r. premier Sikorski przedstawił bardzo ważne memorandum polskie rządowi amerykańskiemu, w którym zawarł ideę linii rozgraniczenia wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej. To gen. Sikorski jest autorem tego pomysłu, a nie komuniści. Komuniści podchwycili ów pomysł, aby odegrać rolę patriotów, którzy chcą silnej Polski.

Ta linia graniczna pojawiła się po raz pierwszy w programie i publikacjach NSZ.
Tak, ale Narodowe Siły Zbrojne nie miały formalnych możliwości, które ma cieszący się uznaniem międzynarodowym rząd. Nie wolno jednak żyć złudzeniami. O linii Odry i Nysy Łużyckiej nie zadecydował Sikorski, tylko Związek Sowiecki będący w końcowej fazie II wojny światowej panem Europy Środkowo-Wschodniej. Stalin miał trzy cele. Po zwycięstwie stalingradzkim i kurskim wiadomo było, że Wehrmacht nie pokona już Rosji i Sowieci nie chcieli niczego oddać z tego, co zajęli podczas realizowania paktu Ribbentrop-Mołotow, czyli krajów bałtyckich, wschodnich terenów Polski, rumuńskiej Besarabii. Drugim celem Moskwy była idea stworzenia systemu państw wasalnych na obszarze Międzymorza (od Bałtyku do Adriatyku). Tylko Finlandii i Jugosławii nie udało się objąć tym systemem. Konferencja w Teheranie dała Sowietom na tym obszarze wolną rękę. Trzeci cel ZSRR to urządzenie powojennych Niemiec po pokonaniu narodowego socjalizmu jako państwa neutralnego. Ponieważ Niemcy miały być neutralne, a Polska wasalem, Sowieci chcieli jak najdalej przesunąć granice Polski na zachód. Z tą myślą Stalin przeprowadził w Poczdamie swój plan i to z całą konsekwencją. Inaczej Polska nie miałaby granicy na Odrze i Nysy Łużyckiej.

Wysokość polskich strat wojennych wyliczył rząd na uchodźstwie. Czy warto te dane wykorzystać?
Warto. Najpierw w Londynie sprawą odszkodowań zajmowało się Biuro Prac Kongresowych, które później przekształcono w Ministerstwo, a kierował nim Marian Seyda, polityk endecki, były minister spraw zagranicznych w II rządzie Witosa. Uważano, że kiedy nadejdzie finał wojny i odbędzie się konferencja pokojowa, bez której nie wyobrażano sobie przejścia świata do pokojowego stanu, rząd polski wystąpi z konkretnymi żądaniami finansowymi. Pod dominacją komunistów również prowadzono wyliczenia dotyczące materialnych strat Polski w świeżo zakończonej wojnie. Obliczano je na 50 mld ówczesnych dolarów. Mówię o pracach Biura Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów.

Dokumentacja niemieckich zniszczeń była również prowadzona podczas powstania warszawskiego. Zajmował się tym późniejszy pracownik Instytutu Zachodniego prof. Edward Serwański.
Tak, opracował specjalne memorandum jako pełnomocnik tzw. Biura Zachodniego przy Delegacie Rządu RP na Kraj oraz szef Sekcji Zachodniej Departamentu Informacji i Prasy Delegatury Rządu RP na Kraj.

Jak powinniśmy liczyć straty wojenne? Można wyliczyć wartość ludzkiego życia?
Nie i nie doradzałbym tego.

Polskie ziemie straszliwie zniszczono również podczas I wojny światowej. I rekompensaty również nie otrzymaliśmy.
Niemiecka okupacja Królestwa Kongresowego (1915-18) była bardzo kosztowna z powodu eksploatacji gospodarczej, jaką prowadził okupant. Nie otrzymaliśmy za to żadnej rekompensaty finansowej. Na konferencję w sprawie odszkodowań w Londynie w sierpniu 1924 r., która przyjęła Plan Dawesa, Polski dość bezceremonialnie nie dopuszczono, więc nawet nie mogła zgłosić własnych dezyderatów odszkodowawczych. Wytłumaczyli to gospodarze, tj. rząd brytyjski, ale bez sprzeciwu Francji i Włoch znakomitym fortelem. Rządowi w Warszawie odpowiedziano na jego memorandum, że państwu polskiemu nie przysługuje zaproszenie, bo ono nie mogło ponieść strat z rąk Niemiec, gdyż podczas I wojny światowej go po prostu nie było (sic!). Uznanie międzynarodowe Rzeczypospolitej dokonało się przecież dopiero na początku 1919 r., po pierwszych wyborach do Sejmu Ustawodawczego. Wzięto więc w ten sposób w nawias choćby takie fakty, jak wyrąb lasów na wielką skalę albo to, że jesienią 1918 r. stało odłogiem ponad cztery miliony hektarów użytków rolnych.

W pokoju ryskim z Sowietami przyjęto w sprawie odszkodowań za dwuletnią wojnę opcję zerową.
A więc Polska niczego nie żądała i niczego nieprzyjacielowi nie dawała. Zapisano natomiast klauzule o rekompensacie sowieckiej w wysokości 30 mln rubli w złocie (według stanu na 1913 r.) za wkład ziem polskich w gospodarkę Rosji, ale oczywiście nigdy tego postanowienia rząd w Moskwie nie wykonał.

Sposobnością do rekompensaty za tragedię II wojny światowej mógł być Plan Marshalla.
Stalin zmusił rząd komunistyczny w Warszawie do odstąpienia od partycypacji w tym projekcie, dając w zamian „dobrodziejstwa”, jakie wypracować miała RWPG. Oczywiście do Sowietów Polska nie mogła zgłosić żadnych pretensji, choćby tylko za 17 września 1939 r. i zbrodniczą politykę okupacyjną na ziemiach wschodnich w latach 1939-1941, bo przecież to oni nią rządzili rękami swoich pomocników.

Nie mieliśmy szans, by cokolwiek uzyskać za bezprawną napaść i grabieże sąsiadów na naszych ziemiach.
Pamiętajmy, że np. we Francji Niemcy nawet nie próbowali niszczyć kulturalnego dziedzictwa narodu. Niszczycielskiej i długotrwałej okupacji niemieckiej uniknęły inne państwa naszego regionu – jak Węgry czy Rumunia. Polska po 1939 r. miała nie powstać do życia już nigdy. Trzeba wiedzieć wreszcie i o tym, że Związek Sowiecki – na poczet odszkodowań – grabił terytoria niemieckie, które opanowała Armia aż Czerwona do granic możliwości. Mam tu na myśli także i te ziemie, które z mocy umowy poczdamskiej przypadły Polsce.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: [Reparacje] Nie ma dokumentu, że Bierut zrzeka się reparacji - Nasza Historia

Wróć na swiebodzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto