Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sprzeciwiano mu się od lat, w końcu jednak jest. W Wilkowie stanął maszt 5G

Anna Moyseowicz
Anna Moyseowicz
Mieszkańcy Wilkowa nie chcą anteny 5G w pobliżu swoich domów.
Mieszkańcy Wilkowa nie chcą anteny 5G w pobliżu swoich domów. Anna Moyseowicz
"Burmistrz traktuje nas jak poligon doświadczalny - ile zniesiemy, ile wytrzymamy" - żalą się mieszkańcy Wilkowa, w gminie Świebodzin. Już od 2018 roku walczą oni z planami postawienia masztu 5G w pobliżu ich domów, a od kiedy powstał, czyli od października 2022, o jego likwidację.

Sprzeciw mieszkańców Wilkowa

Plany postawienia anteny wzmacniającej zasięg pojawiły się już dawno. Jedna z mieszkanek wsi, właścicielka działki, podjęła w tym zakresie współpracę z Orange Polska, co z kolei wzbudziło ostry sprzeciw innych mieszkańców. Zwrócono się w tej sprawie do Urzędu Miejskiego w Świebodzinie.

- Liczne badania naukowe wykazują bardzo negatywny, niejednokrotnie posiadający skutki śmiertelne, wpływ fal elektromagnetycznych emitowanych przez stacje bazowe na zdrowie i życie nie tylko ludzi, ale i zwierząt, ptaków, a także roślinności - podali mieszkańcy Wilkowa w piśmie. Tego rodzaju petycje formułowano kilkukrotnie, za każdym razem podpisywało je kilkadziesiąt osób.

Badania Światowej Organizacji Zdrowia nie potwierdzają opinii mieszkańców. Pole elektromagnetyczne o częstotliwości radiowej zostały przez Międzynarodową Agencję Badań nad Rakiem (IARC) zaklasyfikowane do grupy 2B, razem z czynnikami takimi jak wyciągi z aloesu i miłorzębu japońskiego. Dowody jego wpływu na zdrowie ludzi są ograniczone, dlatego funkcjonują jako czynniki „możliwie rakotwórcze dla człowieka”. Należy jednak zauważyć, że mechanizmy wpływu pola elektromagnetycznego na organizmy żywe nie występują przy natężeniach i częstotliwościach generowanych przez stacje bazowe i telefony komórkowe.

Lokalizację zmieniano kilkukrotnie

Jak argumentują mieszkańcy, antena znajduje się nie tylko blisko domów jednorodzinnych, ale także działek, na których mają powstać kolejne zabudowania, oraz terenów zielonych, gdzie podczas cieplejszych dni dzieci i młodzież spędzają czas wolny. - Tą drogą często chodzi się na spacery z psami, ludzie jeżdżą rowerami, niedaleko są działki rekreacyjne, a teraz atrakcją ma być antena? Dlaczego nie zostało to zrobione dwa, trzy kilometry dalej, w miejscowości Borów, gdzie nie ma zasięgu? Ta antena właściwie znajduje się w dołku, gdyby była postawiona wyżej, jej zasięg byłby lepszy - mówi Zdzisław Marciniak.

Lokalizacja niechcianego masztu wzbudza więcej kontrowersji. Była ona zmieniana już trzykrotnie. W wyniku interwencji mieszkańców u poprzedniego burmistrza Świebodzina Dariusza Bekisza, miejsce postawienia anteny zostało przesunięte dwa razy w obrębie tej samej działki. Pomimo ciągłych sprzeciwów, za kadencji nowego burmistrza ustalono warunki dla lokalizacji inwestycji celu publicznego, czyli - innymi słowy - podjęto kolejny krok w kierunku budowy. - Poprzedniemu burmistrzowi przedstawiłem dokumenty przedstawiające oddziaływanie skutków 5G, a on to uszanował. Raz przesunęli lokalizację o kilka metrów, potem drugi raz o kolejne kilka. A po zmianie burmistrza, to nas bulwersuje, nikt nas o niczym nie informował! Zmieniono miejsce po raz kolejny, podjęto decyzję i tyle. Powiadomiono właścicielkę działki, inwestora i sołtysa, a gdzie mieszkańcy? - pyta retorycznie Marciniak.

Mieszkańcy prosili o udzielenie informacji

Już na początku mieszkańcy prosili urząd o bezpośrednie informowanie o podjętych decyzjach. Prośbę respektowano jednak do czasu. - Poprzedni burmistrz, pan Bekisz nas o wszystkim informował. Zmieniła się władza i nic! - mówi córka Zdzisława Marciniaka - Kamila Marciniak - która zamieszkała w pobliżu domu rodzinnego.

Pan Bekisz zgodził się z nami, tego masztu nie miało tu być. Sprawa utknęła na jakiś czas i niedawo patrzymy, a tam wykonywane są jakieś prace. Nie było nawet tablicy informacyjnej, która jest wymagana przy budowach. Dowiedzieliśmy się dopiero od pracowników, że stawiają maszt. Zwróciłem uwagę burmistrzowi, że nie szanuje podjętych wcześniej decyzji - mówi Zdzisław Marciniak.

- Ustawa i przepisy prawne jasno stanowią, komu przysługuje prawo do bycia informowanym w przypadku wydawania decyzji. Skoro państwo nie zostali poinformowani, to najwidoczniej nie znaleźli się w katalogu osób, które powinny zostać poinformowane - wyjaśnia burmistrz Świebodzina Tomasz Sielicki. Na nasze pytanie dotyczące braku rozmów z mieszkańcami lub konsultacji społecznych, włodarz gminy ponownie zasłania się przepisami prawnymi i brakiem takiego obowiązku.

Z kolei sołtys Wilkowa Edward Cichański odpiera zarzuty o nieprzekazaniu informacji. - Otrzymałem informację z urzędu i rozwiesiłem ją na tablicach ogłoszeniowych. Zawsze takie informacje rozwieszam w miejscach, gdzie ludzie mają do nich dostęp - twierdzi. Jak dodaje, niegdyś on również zbierał podpisy przeciwko powstaniu masztu. Dowiedział się wówczas, że państwo Marciniak, mieszkający najbliżej anteny, będą informowani na bieżąco. - Sądziłem, że otrzymali taką informację, że gmina przekaże to osobom najbardziej zainteresowanym problemem, bo takie były wcześniej ustalenia - argumentuje.

- Sołtys twierdzi, że zostaliśmy poinformowani! Ciekawe jak, skoro koło nas nie ma nawet tablicy ogłoszeń, nie będę szukał po drugiej stronie wsi, informacji też można było rozwiesić kilka, powinny być one ogólnodostępne. Sołtys mieszka na tym samym osiedlu, mógł z nami porozmawiać. Jakoś się dogadali i zrobili to po kryjomu. Burmistrz nie pomaga, a szkodzi mieszkańcom, jakby chciał powiedzieć: "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?" Dostałem zaproszenie na sesję Rady Miejskiej, ale cztery dni po terminie - mówi Marciniak.

Starty idące w tysiące złotych

Wiele wątpliwości wzbudza także sama lokalizacja masztu. Jak mówi Marciniak, antena stanęła na działce prywatnej, za której dzierżawę właściciele pobierają pieniądze. - Strzelili sobie w kolano, bo gdyby chcieli te działki przekształcić na budowlane, to pod anteną nikt nie postawi domu - komentuje.

Rzeczywiście, wątpliwości co do ewentualnej budowy nieruchomości w przyszłości już teraz jest sporo. Właściciel działki budowlanej w pobliżu anteny Przemysław Czerwony kupił ziemię kilka lat temu. - Planuję budowę, ale teraz sam już nie wiem, waham się. Poza tym przez tę antenę działka straciła na wartości - mówi mężczyzna i zakłada straty rzędu około 30 procent, czyli 30 tysięcy złotych. - Tam dalej mają stanąć kolejne domy. Właściciele tych działek również zadowoleni nie są - dodaje, wskazując w stronę anteny. - To jest jednak duże natężenie, szkodliwe dla zdrowia, a maszt będzie działać 24 godziny na dobę, nie mówiąc właśnie o spadku wartości działek - przytakuje inny właściciel działki Przemysław Kąkolec.

Zobacz też: 3 sposoby na - dzieci uzależnione od internetu

od 16 lat

- Niech to będzie kilka kilometrów dalej, a tak? Stoimy pod rynną, a woda nam leci na głowę! Przecież nie tak daleko jest maszt w Jemiołowie, nie można było tam zainstalować? Ale widocznie trzeba się przypodobać jednemu czy dwóm mieszkańcom, którzy będą mieli z tej okazji korzyści - dodaje Marciniak. Mężczyźnie wtóruje syn. - Jestem oburzony tym, że pewne sprawy można załatwić na pstryknięcie palca, a innych się nie da w ciągu kilku lat. Maszt nie jest sam w sobie zły, byle nam nie zagrażał, żeby też moje dzieci w przyszłości nie miały problemów ze zdrowiem. Po prostu powinien stanąć dalej od zabudowań - mówi chłopak.

Kamila Marciniak z kolei zwraca uwagę na zasięg. - Nie oszukujmy się, że tu nie ma internetu! Jakiś problem może występować w pobliżu jeziora, bo tam jest niżej, ale to kwestia sieci, jednak większość z nas nie potrzebuje tu anteny. Ludzie są różni. Słyszałam opinię pani, która twierdziła, że mogłaby mieć taką antenę u siebie na podwórku, bo przecież dzieci śpią z telefonami pod poduszką. My nie śpimy i tak swoich dzieci nie wychowujemy! - opowiada zbulwersowana.

Skarga mieszkańców do SKO i odpowiedź

Mieszkańcy napisali skargę do Samorządowego Kolegium Odwoławczego twierdząc, że burmistrz Świebodzina działa na szkodę mieszkańców. W otrzymanej na początku stycznia odpowiedzi od SKO pismo przekazano Radzie Miejskiej, uznając ją za organ właściwy do rozpatrzenia. Co dalej? Jak wskazuje dr Krzysztof Grzesiowski, radca prawny, najprawdopodobniej pod kątem formalno-prawnym sprawa została zamknięta.

Uznano to pismo za skargę, a nie za odwołanie. To najsłabszy instrument ochrony prawnej, nie wstrzymuje kwestii budowy anteny, wcześniejsze czynności organów są wciąż skuteczne. Skarga na burmistrza trafia do Rady Miasta, a - co najważniejsze - jej rozstrzygnięcie nie ma żadnego znaczenia dla ważności wcześniej wydanych decyzji - mówi dr Grzesiowski.

W zdecydowanej większości rady uznają skargi mieszkańców za niezasadne, a nawet gdyby ta została uwzględniona, to nie ma to wpływu na ważność podjętych decyzji administracyjnych, czyli wydanej przez burmistrza decyzji o ustaleniu warunków lokalizacji inwestycji celu publicznego, a także pozwolenia na budowę, wydanego przez starostę świebodzińskiego. - Mieszkańcy mogą pomyśleć o złożeniu wniosku o wznowienie postępowania, ze względu na to, że bez własnej winy nie brali udziału w postępowaniu ale w tych okolicznościach sprawy, wszystko wskazuje na to, że działano zgodnie z prawem i wznowienie postępowania może okazać się nieskuteczne - zaznacza radca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na swiebodzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto