Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strażacy zbudowali transgraniczne schody. Chcieli napić się piwa z kolegami

Redakcja
Markosickie schody do Europy
Markosickie schody do Europy Dariusz Chajewski
W czasie, gdy lamentowano nad budową kolejnych mostów na Odrze i Nysie Łużyckiej, gdy głowili się nad tym rządzący, strażacy z dwóch wsi, polskiej i niemieckiej, zbudowali... schody do sąsiadów. I pytani o to, dlaczego to zrobili, nie mówią o integracji i wspólnej Europie. Chcieli napić się piwa z sąsiadami...

W Markosicach, na końcu asfaltowej drogi, skręcamy w prawo. Krótka droga przez pola i już widać polski słup graniczny. Nie stoi on jednak na brzegu Nysy Łużyckiej, ale przy moście. Moście? Rzeczywiście w porośniętej trawą betonowej konstrukcji trudno rozpoznać przeprawę. A jeszcze dziwniejsze jest to, że wprawdzie, jak inne zniszczone mosty na Nysie, urywa się nagle, ale na jego końcu widać strome metalowe schody. To…

Schody do Niemiec

Gdy nasz kraj wchodził do strefy Schengen i granice miały przestać się liczyć, na środku zniszczonego mostu na Nysie mieszkańcy Markosic i Groß Gastrose uroczyście zrywali zasieki. Działo się to 22 grudnia 2007 roku. Koniec z granicą!
Pozostał jednak drobiazg - zniszczone przęsło mostu, które wysadzili w 1946 roku Rosjanie. No niecały, tylko jego skrajne przęsło.

Jak relacjonują starsi wiekiem mieszkańcy Markosic wszystko dlatego, że Polacy wędrowali nim na niemiecką stronę szabrując w tamtejszym młynie, „importując” konie, bydło.

Zresztą później, przez kilka kolejnych dekad, równie chętnie korzystali z niego lub z jej osłony przemytnicy.
Była spontaniczna impreza, ale nie do końca był to koniec granicy. Przejść się nie dało, gdyż z poszarpanego brzegu ziała przepaść.

Koniec Europy?

Pomysł „odbudowy” powstał przy piwie (oczywiście bezalkoholowym), które konsumowali strażacy ochotnicy z obu wsi.
- Żeby tego piwa się napić trzeba było ponad piętnaście kilometrów przejechać i to z niepijącym kierowcą - mówi prezes markosickich strażaków Edward Kałużny. - Doszliśmy do wniosku, że trzeba z tym coś zrobić, bo przecież wieś od wsi dzieli rzut kamieniem. I tak chłopaki z Groß Gastrose most zespawali, wspólnie zamontowaliśmy.

I nagle okazało się, że uczestniczyć w lekcjach języka niemieckiego chcą nawet emeryci, a panowie z obu brzegów rzeki spotykają się w garażowym klubie na transmisjach meczów Energie Cottbus.

Trochę tego kibicowania brakuje, klub z Cottbus dziś gra, ku rozpaczy niemieckich kolegów, na trzecim poziomie rozgrywkowym. Pozazdrościły wkrótce panie i zaczęły się festyny. I wiejska świetlica w Markosicach jest właściwie centrum polsko-niemieckich spotkań.
- Tak, uczyłam się niemieckiego, ale w starej głowie niewiele niewiele zostało - kiwa głową starsza wiekiem mieszkanka Markosic. - Ale wie pan co to dało? Wiem, że Niemiec nie taki straszny, to normalni ludzie. Nawet jak dawni mieszkańcy tutaj przyjeżdżali to byli normalni.
Inni mieszkańcy przyznają, że Markosice zaczęły jakoś wyglądać. Bo i wstyd było przed sąsiadami walących się płotów, odrapanych ścian. My już Europa.

To była samowolka

- To nie wzięło się znikąd - dodaje Kałużny. - Współpracujemy z sobą od 1995 roku. W 2004 roku podpisaliśmy umowę o współpracy, stąd był odpowiedni rozpęd, aby to się podziało. I mieliśmy w tym wszystkim sporo szczęścia. Gdy napisaliście o nas pierwszy raz, przed laty, przeczytał to ktoś od wojewody. I zwrócono uwagę staroście, aby zajął się tą samowolą budowlaną. Bez pozwolenia? Bez projektu technicznego? Na szczęście starosta nie musiał się tym zająć. Te schody są po stronie niemieckiej. Gdyby były na naszej pewnie dziś nie byłoby po nich śladu.
Ruszamy na zachód. Mijamy gospodę, której oczywiście patronem jest Florian.

Zobacz, jak wyglądają schody do Europy

Kukurydza, jak kukurydza

Schody rzeczywiście są strome. Jak żartują w Markosicach starsi ludzie muszą rowery wciągać na sznurku. I wcale nie jest to żart. Wydeptana ścieżynka przez niemiecką już trawę i krótka wspinaczka na szczątki przyczółka na niemieckim brzegu. I asfalt. Najpierw ścieżka rowerowa wiodąca nyskim wałem, później droga do Groß Gastrose .
- Szczerze mówiąc z tej kładki nie korzystałam - mówi młoda kobieta z psem na smyczy. - Jak jeżdżę do Polski to raczej samochodem, po zakupy, przez przejście graniczne. Ale pomysł bardzo dobry, mam świadomość, że zawsze mogę się tam przejść.
- A nie macie problemów z przychodzącymi tutaj Polakami, tyle się mówi o kradzieżach?
- Nie, mamy spokojnych sąsiadów - odpowiada z uśmiechem. - Myślałam nawet o nauce polskiego, ale to za trudne. Zresztą po drugiej stronie bardzo wielu Polaków mówi po niemiecku.

Niemieccy rowerzyści narzekają na stromiznę schodów. Gdyby ścieżka skręcała na polski brzeg byłoby zawsze jakieś urozmaicenie. Ruszamy spacerem do wsi. Wokół pola identyczne jak po polskiej stronie. Nawet kukurydza wydaje się taka sama.

Groß Gastrose rzeczywiście jest wielka. To duża wieś z 600 mieszkańcami. Uwagę zwraca przede wszystkim dawny młyn z fabryką papieru, dziś to elektrownia wodna. Po łużycku nazwa brzmiała Wjeliki Gósćeraz
- Witamy w naszej siedzibie - wita nas szef tutejszych strażaków Bodo Arendt. Mówi po polsku i to spadek po jego poprzedniej profesji - był strażnikiem granicznym. Ale jak dziś przyznaje znał język, ale o Polakach wiedział niewiele. Dziś aż trudno mu czasem w Polsce się poruszać, wszyscy go znają, witają. Dla niego to efekt... schodów.

Jak u siebie

Siadamy do albumu ze zdjęciami. Jest i to pokazujące zrywanie zasieków z mostu. Zima, grube kurtki, ciężkie nożyce. Jak widzimy był jednak projekt. W ogólnym zarysie. Zawody strażackie, wspólne uroczystości, występy zespołów tanecznych śpiewaczych, młodzież i seniorzy.

Tutaj także pytamy o początki. Wszystko miało rozpocząć się od byłego mieszkańca Markosic, tych przedwojennych, który musiał opuścić rodzinny dom w 1945 roku. Chciał koniecznie zobaczyć swoje dawne obejście.

Przy okazji zagadał… To on był takimi schodami na drugi brzeg Nysy.
- Później zaczęliśmy współpracę my, strażacy, a wiadomo jesteśmy konkretnymi facetami - dodaje Arendt. - I wszystko nabrało rozpędu. Mieliśmy też umowę o współpracy z Trzebiechowem, ale to 80 km. Chłopaków z Markosic mamy pod bokiem.
Pan Bodo oprowadza nas po remizie. Wszystkie tabliczki, informacje są po polsku i niemiecku. Aby goście z drugiej strony schodów, czuli się jak u siebie. Tutaj widać, że często się spotykają, mimo że zespół z Cottbus jest w trzeciej lidze, a pytany o ukochana drużynę niemiecki strażak tylko machnął ręką.
Wracamy do Polski niezbyt wydeptaną ścieżką, stromymi schodami przez zarośnięty most, polną drogą. Bo i tymi schodami nikt nie musi chodzić. Oni wiedzą, że już je zbudowali. W sobie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gubin.naszemiasto.pl Nasze Miasto