Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pani Agnieszka stara się, by na działce w harmonii żyły zwierzęta domowe i dzikie

Renata Zdanowicz
Agnieszka Mickiewicz z Jordanowa oswoiła dzikie kaczuszki
Agnieszka Mickiewicz z Jordanowa oswoiła dzikie kaczuszki Archiwum prywatne
Agnieszka Mickiewicz z Jordanowa oswoiła rodzinkę kaczuszek, hoduje psy i cieszy się każdą żywą istotą, która pojawi się na jej działce i nad stawkiem.

Pani Agnieszka oswoiła kaczą rodzinkę. - Lubię zwierzęta i dlatego te kaczki do mnie podchodzą . Pewnie kacza matka wyczuwała, że na naszym podwórku nic złego je nie spotka - tłumaczy Agnieszka Mickiewicz z Jordanowa.

Kaczka z dziewięcioma kaczuszkami codziennie przychodziła nad stawek. - Bardzo śmiesznie to wyglądało. Miały kawałek drogi do przebycia. Szły do nas znad rzeczki, która tu wyżej płynie, przechodziły przez podwórko sąsiada. Kaczuszka za kaczuszką i prosto do stawu. Cały maraton to był - śmieje się pani Agnieszka.

Miłość do zwierząt

Rodzina Mickiewiczów buduje dom na działce w Jordanowie i póki co mieszka w domku tymczasowym. - Pochodzę z miasta - opowiada pani Agnieszka. - Najpierw z bloku w Świebodzinie przeprowadziliśmy się do domu w Wilkowie. A że lubię zwierzęta, uznaliśmy, że mając dom trzeba mieć i psa. Od dziecka koty przemycałam do domu, starałam się leczyć ptaki.

Pierwszy pies był łagodnym olbrzymem rasy dog de Bordeaux. - Potem eksperymentowaliśmy z innymi rasami, większymi i mniejszymi. Obecnie mamy rodzinną hodowlę mopsów beżowych.

- Mając zwierzęta domowe na tyle je lubię, że staram się pomóc i tym, które mnie tutaj odwiedzają. Przychodzi na przykład dziki kotek bez ogonka. Wie, że miska jest w domku. Psy już też się przyzwyczaiły - dodaje.

Oswajanie kaczek

Kacza rodzinka przychodziła nad stawek już zeszłego roku. - Pewnie nie wylęgły się u nas - domyśla się pani Agnieszka. - Sąsiad ma za płotem również tereny zalewowe i stamtąd matka te kaczęta przyprowadzała, żeby sobie u nas popływały. Obserwowałam je czasem malutkie, kiedy przyjeżdżałam na działkę. Na naszych oczach dorastały. Ale były tak przez matkę asekurowane, że ja ich nie miałam możliwości ani dotknąć, ani tak z bliska podejść. Nawet matki nie karmiłam wtedy - mówi nasza rozmówczyni.

W tym roku pani Agnieszka zamieszkała już na działce, więc ma możliwość bliższych obserwacji kaczuszkowych zwyczajów. - Matka przyprowadza małe, żeby coś tu sobie podskubały i uczyły się życia po prostu. Ja zaczęłam z tego korzystać - śmieje się pani Agnieszka. - Zwierzaki lubię, więc pomyślałam, co się stanie jak ja troszkę karmy kaczuszkom podsypię.

- To nie było z dnia na dzień, to trwało troszeczkę, ale w końcu zaczęły mi jeść z rąk. Jak one jadły z rąk to zaczęłam te ręce rozdzielać, żeby je chociaż pogłaskać.

- Wiem że kaczek się nie głaska, ale chciałam je chociaż dotknąć. Trochę przy tym było takiej zadziorności . Dziobem dostałam po paluchach. Ale udało się !

Z czasem kaczuszki podrosły. Z dziewiątki zostały już tylko dwie. - I te, które tu przychodzą wiedzą, że w składziku za domem jest ziarno, więc tylko się rozejrzą i od razu idą w tamtym kierunku.

Pani Agnieszka przyznaje, że nie jest w stanie ich odróżnić. - One są już na tyle duże, że nie wiem, która to jest matka. Wszystkie są szare tak jak matka, mają dwa zielone paseczki na skrzydełkach.

- Spały tu, czuły się bezpiecznie. Wieczory spędzały na kładce. Cała czeredka, dosłownie wszystkie spały na kładce. Stwierdziłam, że będę im tam zostawiała jedzonko w psich miseczkach. One się przyzwyczaiły, dziobały sobie. Dawałam zboże, pszenicę, kukurydzę.

Życie w zgodzie z naturą

Pytamy panią Agnieszkę, dlaczego oswaja dzikie kaczki. Czy nie obawia się, że mogą mieć później problem, bo uzależniły się od człowieka?

- Nie miałam nic złego na myśli. Chciałam im tylko pomóc, bo tutaj nie mają czym się zbytnio najeść. Myślałam, że jak jest ich dziewięć, będzie im trochę łatwiej. Będą szybciej przyrastały jak trochę im pomogę- tłumaczy.

Część podchowanych kaczuszek już odleciała około miesiąca temu. - Zniknęły, choć nie wszystkie razem. Ubywało ich stopniowo. Nie wiem, dokąd migrują.

Pani Agnieszka wraca wspomnieniami do początku obserwacji kaczek. Podczas kaczych zalotów, nad stawek przylatywały dwie pary. Kaczor był pięknie umaszczony, kolorowy. I potem nagle nastała cisza. Za jakiś czas pojawiła się kaczka z kaczuszkami.

- Jak wypuszczam pieski to kaczki już są przyzwyczajone. Psy chodzą obok i kaczka w ogóle się tym nie denerwuje. O takie coś mi chodziło, o taką symbiozę - mówi.

Państwo Mickiewiczowie starają się stworzyć gospodarstwo ekologiczne. - Jak na razie, jedyne co potrzebujemy to prąd, ale to też z czasem się zmieni jak zamontujemy woltaikę.

Pani Agnieszka lubi aktywny tryb życia. Razem z mężem korzystają z przejażdżek rowerowych. Jest tu też 4,5 km trasa do biegania w kierunku Nieptoperka. - Bezpieczna, tyle że ciężka bo cały czas pod górkę - dodaje.

- Staramy się wtopić w środowisko, żeby zwierzaki z nami żyły. I te domowe, i te dzikie. Mnie nic więcej nie potrzeba. Ja odpoczywam jak słyszę szelest roślin, jak ptaszek zaśpiewa, zaobserwuję, że gniazdko nam się pojawiło. Tu już widziałam i liska, i sarenkę, nawet kunę wieczorem. To cieszy naprawdę. My jesteśmy częścią natury, o czym się zapomina - podkreśla Agnieszka Mickiewicz, miłośniczka zwierząt z Jordanowa.

Więcej ciekawych artykułów przeczytasz w tygodniku "Dzień za Dniem". W każdą środę w punktach sprzedaży i na www.prasa24.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swiebodzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto