Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sprawiedliwości stało się zadość. Ginekolog i były ordynator oddziału ginekologicznego szpitala w Świebodzinie prawomocnie skazany

Anna Moyseowicz
Anna Moyseowicz
Lekarz wciąż jest aktywny zawodowo.
Lekarz wciąż jest aktywny zawodowo. Fot. Mariusz Kapała / Gazeta Lubuska
Uprawomocnił się wyrok dotyczący ginekologa Jarosława C., byłego ordynatora oddziału ginekologicznego szpitala w Świebodzinie. Sprawa dotyczyła nieumyślnego spowodowania śmierci nienarodzonego dziecka. Dziewczynka zmarła pod koniec ciąży.

Wyrok sądu został utrzymany w mocy

W grudniu 2021 roku Sąd Rejonowy w Świebodzinie uznał lekarza winnym bezpośredniego narażenia na utratę życia i skazał go na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, karę grzywny w wysokości 30 tysięcy złotych i zwrot kosztów sądowych w kwocie około 25 tysięcy złotych. W ostatni czwartek, 6 października, podczas rozprawy apelacyjnej Sąd Okręgowy w Zielonej Górze orzekł utrzymanie tego wyroku w mocy.

- Żadna kara nie będzie tak naprawdę nigdy adekwatna do tego, co się stało, ale miałam kontakt z innymi matkami, które znalazły się w podobnych sytuacjach, w innych częściach Polski i rzadko kiedy dochodziło do procesu. Bardzo dużo spraw było zamiatanych pod dywan na wczesnym etapie, po prostu je umarzano. To rzadkość, że lekarz dostaje wyrok pozbawienia wolności, wiadomo, że w zawieszeniu, ale jednak - mówi poszkodowana Luiza Gordzelewska.

Tragedia w świebodzińskim szpitalu. To była sama końcówka ciąży

Problemy pojawiły się dokładnie w przewidywanym dniu porodu. Był listopad 2013 roku. Luiza Gordzelewska wraz z mężem pojawiła się wówczas w świebodzińskim szpitalu na planowanym badaniu KTG. Według zaleceń lekarza prowadzącego, pod koniec ciąży miała je wykonywać co dwa dni. Jednak tym razem coś wyjątkowo ją zaniepokoiło.

Gdy przyjechałam, mówiłam, że od kilku godzin nie czuję ruchów dziecka. Położna wykonała mi KTG, uspokajała mnie, mówiła, że tuż przed porodem ruchy słabną i mam się tym nie przejmować, tylko kontrolować, czy nie pojawiają się skurcze. Z zapisem wyniku badania musiałam się udać do dyżurki lekarskiej. Lekarz przyjął mnie na korytarzu przy parapecie, napisał, że zapis jest reaktywny, przybił pieczątkę i wrócił do gabinetu - opowiada kobieta.

Zapis reaktywny oznacza, że serce dziecka bije prawidłowo, wynik uznaje się za poprawny. Małżeństwo wróciło do domu, a kolejnego dnia kobiecie odeszły wody. - Jak dojechałam do szpitala to... niestety. Podczas badania dowiedziałam się, że Kalinka nie żyje. Lekarz powiedział tylko trzy słowa: "brak akcji serca" - wspomina świebodzinianka.

Jak zaznacza poszkodowana, kikukrotnie powtarzała położnej, że nie czuje ruchów dziecka. Co więcej, wbrew temu, co stwierdził ginekolog, badanie wykazało nieprawidłowości. Według opinii biegłych zapis był niereaktywny, czyli wątpliwy, wymagał w trybie pilnym poszerzenia diagnostyki. Już wtedy mógł wskazywać na to, że dochodzi do niedotlenienia dziecka z powodu owinięcia pępowiny wokół szyi.

"Próbował zrzucić na mnie odpowiedzialność"

- Lekarz po całej sytuacji nawet nie chciał ze mną rozmawiać, powiedział tylko, że nic się nie dało zrobić, a na sali sądowej był wręcz bardzo butny, arogancki, po prostu kłamał, mówił, że zataiłam przed nim informacje, że on na przykład mnie pytał o to, czy czuję ruchy dziecka i powiedziałam, że tak, czuję bardzo wyraźnie, że poświęcił mi na tym korytarzu bardzo dużo czasu i inne cuda, straszne kłamstwa, próbował wręcz na mnie zrzucić odpowiedzialność - mówi poszkodowana.

W procesie dyscyplinarnym lekarz dostał... upomnienie

Jak dodaje, linią obrony lekarza miał być popsuty sprzęt do badań.

Mówił, że sprzęt do badania KTG zakłamywał wyniki. Gdyby tak było, to uważam, że naraził nie tylko mnie, ale i inne pacjentki. Jeżeli ordynator używa sprzętu, który pokazuje nieprawidłowe wyniki, coś tu jest nie tak. Na oddziale miał dwa nowe aparaty KTG, których mógł użyć. Co więcej, dał do podpisania innym lekarzom oświadczenie dotyczące tego sprzętu. Podpisali je, natomiast na sali sądowej już się z tego wykręcali. To była źle pojęta solidarność zawodowa. Tonący brzytwy się chwyta, próbował wszystkiego, żeby się bronić. W każdym razie ta teoria dotycząca sprzętu na sali sądowej została obalona - opowiada Gordzelewska.

Poza procesem karnym toczył się również proces dyscyplinarny, który miał swój finał w 2017 roku. W jego wyniku lekarz został skazany przed Naczelnym Sądem Lekarskim na karę upomnienia. Obecnie trwa jeszcze proces cywilny przeciwko szpitalowi, w którym państwo Gordzelewscy walczą o odszkodowanie.

Zobacz również: Ginekolog prawomocnie uniewinniony od zarzutu błędu w sztuce/fot. TVP3 Białystok

Kolejna tragedia w Świebodzinie

- Jak ktoś mądry powiedział: Gdy umiera dziecko, umierają dwie osoby, ale serce matki nadal bije - przytacza Luiza Gordzelewska. Skazany lekarz już nie pracuje w świebodzińskim szpitalu, jednak wciąż jest aktywny zawodowo w innych miejscach. Czy kara upomnienia, którą lekarz otrzymał w procesie dyscyplinarnym, jest adekwatna do tego, co się wydarzyło? O to zapytaliśmy dr-a Andrzeja Nonckiewicza, Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej. Czekamy na odpowiedź.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co to jest zapalenie gardła i migdałków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swiebodzin.naszemiasto.pl Nasze Miasto